Cześć, mam na imię Agnieszka, mieszkam w Trójmieście i odkąd pamiętam – uwielbiałam jeździć na rowerze. Najpierw był rower z trzema kółeczkami, później z kijkiem i nauka samodzielnej jazdy po skoszonej trawie z górki na pazurki. Później przyszedł czas na salto (może tutaj był ten kijaszek?), gil, następnie jakiś większy rower bez przerzutek (pamiętam, że był bordowy). W liceum nie miałam swojego roweru, więc jakiś jeździłam na pożyczonym od kolegi. Aż do czasu, gdy na pierwszym roku studiów poznałam Piotra, który był (i jest nadal) bardzo zaangażowany w sport rowerowy, i dzięki któremu kupiłam pierwszy porządny rower. Nie był to gotowiec, nie była to sieciówka, był to złożony specjalnie dla mnie egzemplarz 😉 I tak oto mogłam rozwinąć skrzydła, poczuć wiatr we włosach i przekonać się, że to jest to, co lubię. Po roku albo dwóch Piotr złożył mi propozycję nie-do-odrzucenia. Jeden z klientów sklepu miał do sprzedania rower szosowy – piękny egzemplarz z początku lat 90-tych, zadbany, i oczywiście – idealnie pasujący do mnie. Zdecydowałam się, no co mogę powiedzieć. I tak oto, przez cały rok akademicki moje stypendium oraz to, co zarobiłam, przeznaczałam na spłatę mojego najpiękniejszego roweru – Basso Fior di Loto, w kolorach białym i zielonym. Był 2004 rok.

Basso Fior di Loto – kwiat lotosu

Nauczyłam się korzystać z klamko-manetek, przyzwyczaiłam się że boli tu i ówdzie, poczułam wolność. Tak, jak do tej pory, to jedyny rower na którym jadąc czuję dziką wolność. Przejechane setki kilometrów, przepuszczone przez głowy setki zmartwień, wolność, niezależność, szczęście. Skończyłam studia, zaczęłam pracę i zaczęło brakować czasu na długie wypady rowerowe. Zaczęłam jeździć po najbliższych lasach, w których dla roweru szosowego totalnie nie było miejsca. Po kilku wywrotkach na kopnym piachu – odpuściłam, i zaczęłam szukać rozwiązania. Pojawił się pomysł zmiany widelca przedniego, aby móc wstawić szersze koła i opony. Taki prototyp obecnego gravela. Niestety, nie udało się. Po długich rozmyślaniach, debatach z samą sobą, listach za i przeciw, kupiłam jakiś rower, który był totalnie nie. Nie pamiętam, jaki to był model, ale pamiętam, że tu miłości nie było. Cieszyłam się, że ktoś go ode mnie kupił, próbowałam wrócić na szosę, ale było tyle argumentów na nie, że podjęłam kolejną próbę. Wybrałam Unibike Viper, który jest ze mną do dzisiaj – był rok 2014.

Zawsze chciałam opowiadać o tym gdzie byłam, co widziałam. Jedna z pierwszych wersji strony, dawno dawno temu, była właśnie o tym. Patrząc na nią z perspektywy czasu zabrakło tam serca, emocji, była dość encyklopedyczna. W tej wersji chciałabym Was zaprosić na wspólne wyprawy rowerowe – duże i małe. Opowiedzieć o widzianych miastach, miasteczkach, wsiach, lasach, górach, jeziorach i dolinach. W Polsce i zagranicą. Będą krótkie jednodniowe wycieczki, będą citybreak’i i dłuższe wyprawy. Będzie trochę wspomnień, trochę planów i trochę marzeń. W odpowiednich proporcjach i odpowiednim tempie.
Mniej wiedzy encyklopedycznej – więcej informacji praktycznych oraz emocji. I, mam nadzieję, więcej inspiracji.

Pokażę Wam, że turystyka rowerowa daje bardzo dużo frajdy, zwłaszcza gdy jedzie się we własnym tempie.

Znajdziecie u mnie mapy, ściągawki, podpowiedzi – pamiętajcie, to jedynie mój punkt widzenia. Wasz może być zupełnie inny.