o przejeździe – cytat z wpisu na FB
Mamy to!!! Zrobiłam to!!! na rowerze!!!
Od wschodu do zachodu, od zachodu do wschodu, od zmierzchu do świtu! Jak kto woli! Przejechałam wzdłuż północnej granicy Polski.
Od Świnoujścia do Suwałk, przez Mierzeję Helską i Wiślaną. Trasę wyznaczyły dwa szlaki rowerowe – EuroVelo 10 i Green Velo.
1100 km – ponad!
75 godzin jazdy – ponad!
godziny planowania, rezerwowania, przygotowywania nawigacji, kupowania biletów!
Dziesiątki godzin w pociągach, na promach i w aucie
5 końców Polski – Świnoujście Granica PL-DE, Jastrzębia Góra – Gwiazda Północy, Hel – koniec Polski, Piaski – granica PL-RU, Wisztyniec – Trójstyk Granic – PL-LT-RU (i biegun zimna )
Dystanse dzienne od 42 do 122 kilometrów – średnio 81 km ;D i gdyby tylko urlop pozwolił – zrobiłabym to „na raz”. A tymczasem pierwszy wyjazd był w połowie marca, a ostatni – wczoraj
Odwiedziłam kilka Polskich NAJ i TYCH JEDYNYCH.
płakałam, marzłam, mokłam, gotowałam się, byłam głodna, zła, niewyspana, przestraszona, dumna, szczęśliwa, zmęczona, pakowałam się i rozpakowywałam
wiało, padało, był upał, było zimno
Zrobiłam to!
Postaram się tej jesieni i zimy opowiedzieć trochę więcej o poszczególnych etapach
Dzięki Kamil za support i podsuwanie, często oczywistych, rozwiązań oraz Mateusz za pierwszy element układanki!
(koniec cytatu 😉 )
Rozpoczynając sezon rowerowy 2024 zupełnie nie spodziewałam się takiego zakończenia. Niewinna i na dodatek spontaniczna przejażdżka Mierzeją Wiślaną w marcu skończyła się przejechaniem całej północnej granicy Polski – od Świnoujścia przez Hel, Mierzeję Wiślaną po Suwałki.
I tak jak kropla drąży skałę – mnie drążyły docierające do mnie posty z mediów społecznościowych, mapy rowerowe i opowieści o rowerowych wyczynach przeróżnych. Sama nie wiem, kiedy zapadła decyzja – że fajnie by to było zrobić. Plan wydawał się realny do zrobienia – dwa wytyczone szlaki, z przyzwoitym zapleczem, oznakowaniem i dostępnością noclegów, a i sam profil tras – całkiem płaski. Miało to dla mnie znaczenie, ponieważ miało to być pierwsze zupełnie samodzielne i na dodatek w pojedynkę – wyzwanie. Dodatkowo niepewność własnej kondycji też dorzuciła swoje trzy grosze.
Serce od razu krzyknęło – jedziemy! Ale rozum przypomniał o dostępnych dniach urlopowych. Plan zakładał jak najmniejsze wykorzystanie dni urlopowych. Pozostawały weekendy, wcześniejsze wyjścia z pracy w piątki, żeby dojechać pociągiem do startu, i kilka dni urlopu.
Na pierwszy ogień postanowiłam przejechać EuroVelo 10/13 – Velo Baltica – R10. Bo łatwiejszy, bo znane mi tereny, bo więcej turystów rowerowych (większa szansa na pomoc w razie czego). Do przejechania około 530 km plus Hel – około 50 km w jedną stronę, plus Mierzeja Wiślana – około 50 km w jedną stronę.
Rozpoczęło się planowanie. Nie zliczę godzin, które spędziłam na rozwiązaniu zagadek – w którą stronę jechać, jak dojechać, jak wrócić, ile przejechać, kiedy jechać, jak się spakować, a co jeśli…
Na drugi ogień poszedł szlak Green Velo – niesamowita inicjatywa, z całkiem niezłym zapleczem na trasie, poprowadzona przez przepiękne rejony Polski, jakże zróżnicowane i niesamowite, i jeszcze dzikie. Do przejechania około 445 km, i tutaj znowu serce krzyczało – jedziemy całość! Najlepiej aż do Kielc! I o ile ze szlaku R10 mogłam wrócić praktycznie z każdego miejsca pociągiem, o tyle Green Velo w 2024 roku nie dawało takich możliwości.
Najczęściej na miejsca startu dojeżdżałam pociągiem – do Świnoujścia przez Poznań (sic!), do Suwałk przez Warszawę, do Elbląga i Władysławowa – bezpośrednio pociągiem Regionalnym, a na Hel dopłynęłam promem – wyszła całkiem fajna wycieczka z dodatkową atrakcją w postaci rejsu.
Wracałam najczęściej razem z Kamilem, autem – chwała za bagażnik rowerowy! A wracając z Helu, po przejechaniu ponad 100 km i dojechaniu do stalowego drzewa na Targu Drzewnym – wróciłam dumnie do domu tramwajem 😉 Nie miałam już zupełnie sił na te ostatnie 7 km, a i tak musiałam dojechać do domu pod górkę… autobus nie chciał się zgrać, a byłam zbyt padnięta, żeby czekać na kolejny.
Nauczyłam się i przekonałam się, że można, podróżować pociągiem z rowerem, pakować się w mały „kuferek” na 4 dni jazdy, ogarniać odsyłanie brudów i magnesików Paczkomatem (żeby nie wozić ze sobą niepotrzebnych rzeczy), planować podróż pociągiem z odpowiednim czasem na przesiadkę, korzystać z nawigacji rowerowej (co wcale nie jest takie oczywiste, bo nie mam pełnych map, tylko trzymam się linii na pustym ekranie 😉 ) oraz zachowywać zimną krew i ostrożność w odludnych miejscach.
Jeśli chodzi o zwiedzanie oraz to, co na trasie – zatrzymywałam się w obowiązkowych dla mnie punktach – mosty kolejowe w Stańczykach, które zawsze kręcą mi łzy w oczach, ruiny kościoła w Trzęsaczu – ah ta przestrzeń na platformie widokowej i refleksja nad siłami przyrody, Trójstyk granic – smutne porównanie czasów obecnych i tych sprzed wojny.
Mnóstwo atrakcji pominęłam – na przykład piramidę w Rapie, kościoły, cmentarze, miasta; przy części zatrzymałam się na chwilę – na przykład przy Pokazowej Zagrodzie Żubrów w Międzyzdrojach. Wszystko dlatego, że celem był przejazd i dopiero zdobywałam doświadczenie w takich wyprawach. Gdzieś z tyłu głowy siedziało – nie zdążę, zaraz obok – przecież to wszystko jest blisko i mogę tu wrócić, a w wielu miejscach już byłam. Teraz, przy planach na 2025 rok już wiem, i już biorę pod uwagę – czas i kilometry na zwiedzanie. Będzie dalej, trudniej dojechać spontanicznie czy zaplanować city break. I najpewniej będę tam tylko raz w życiu. Dlatego będzie rozważniej, uważniej, dokładniej i bardziej tu i teraz.
I jeszcze na sam koniec – tabela z etapami, niebawem pojawią się linki do wpisów i plików gpx do pobrania.
Wszystko po kolei 😉